czwartek, 19 września 2013

DIY najmniejszym nakładem pracy

Czyli jak coś zrobić, aby przerobić i się przy tym nie namęczyć :)

Zwykły czarny t-shirt, przekombinowany już dawno temu, w listopadzie - powstał w odpowiedzi na pytanie "Co ja do cholery założę na koncert An Cafe?!". 

Po koncercie gdzieś zaginął, przy przeprowadzce był zaginięty jeszcze bardziej, a teraz, przed kolejną zmianą miejsca pobytu cudownie się odnalazł :) 


Materiały: dowolna koszulka i opakowanie agrafek (sklepy typu Wszystko po X zł się kłaniają) + troszkę czasu na wpinanie.

W swojej zrobiłam na dole małe cin cin i złapałam je kolejnymi agrafkami.



Nie liczyłam agrafek, nie mam pojęcia ile ich tam jest. Jeśli masz czas, zaparcie i dodatkowe opakowanie agrafek - przypinaj śmiało :D





Bluzkę w pełnej krasie prezentuje moja własna, osobista, prywatna siostra:




Na koniec trochę prywaty, bom zła na telefon, który samolubnie zdecydował się na zaprzestanie współpracy ze mną. Szanowny pan w komisie za symboliczną opłatą 100 pln zgodził się namówić telefon do cofnięcia tej pochopnej decyzji poprzez wymienienie mu płyty głównej. Nie lubię i nikomu nie życzę.


Żegnam na dziś,
Marlen



2 komentarze:

  1. Genialny pomysł! Nie wpadłabym na to aby tak upiąć zwykłe agrafki na zwykłym t-shircie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy pomysł, pozdrowienia dla własnej, osobistej, prywatnej siostry ;)

    OdpowiedzUsuń