Czyli jak coś zrobić, aby przerobić i się przy tym nie namęczyć :)
Zwykły czarny t-shirt, przekombinowany już dawno temu, w listopadzie - powstał w odpowiedzi na pytanie "Co ja do cholery założę na koncert An Cafe?!".
Po koncercie gdzieś zaginął, przy przeprowadzce był zaginięty jeszcze bardziej, a teraz, przed kolejną zmianą miejsca pobytu cudownie się odnalazł :)
Materiały: dowolna koszulka i opakowanie agrafek (sklepy typu Wszystko po X zł się kłaniają) + troszkę czasu na wpinanie.
W swojej zrobiłam na dole małe cin cin i złapałam je kolejnymi agrafkami.
Nie liczyłam agrafek, nie mam pojęcia ile ich tam jest. Jeśli masz czas, zaparcie i dodatkowe opakowanie agrafek - przypinaj śmiało :D
Bluzkę w pełnej krasie prezentuje moja własna, osobista, prywatna siostra:
Na koniec trochę prywaty, bom zła na telefon, który samolubnie zdecydował się na zaprzestanie współpracy ze mną. Szanowny pan w komisie za symboliczną opłatą 100 pln zgodził się namówić telefon do cofnięcia tej pochopnej decyzji poprzez wymienienie mu płyty głównej. Nie lubię i nikomu nie życzę.
Żegnam na dziś,
Marlen
Genialny pomysł! Nie wpadłabym na to aby tak upiąć zwykłe agrafki na zwykłym t-shircie:)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł, pozdrowienia dla własnej, osobistej, prywatnej siostry ;)
OdpowiedzUsuń