sobota, 31 sierpnia 2013

Tytuł zniknął


Najbardziej znielubiona przeze mnie część pisania posta... Tytuł. Bo przecież trzeba błysnąć czymś oryginalnym, ciekawym, ma ponoć zachęcić do przeczytania całego posta. Więc teraz cierp człowieku męczarnie, staraj się być kreatywnym, a i tak nic ci z tego nie wyjdzie.

Ostatnie dni minęły pod znakiem zabaw i pieszczot z nowym nabytkiem, który zwie się HP Probook 6455b. Może nie zachwyca, ale na moje skromne, studenckie potrzeby jest idealny i od pierwszego wejrzenia się w nim zakochałam. I nie oddam nigdy, nikomu!

Niecały tydzień temu MBP wystosowała do mnie wiadomość poprzez pocztę elektroniczną. Treść jej, niezmiernie dla mnie miła, brzmiała następująco: Zamówiony egzemplarz książki jest do odbioru w Filii nr 2. 
Tym sposobem jeszcze tego samego dnia na półce teraz czytam pojawiły się Płatki na wietrze, druga część cyklu autorstwa Virginii C. Andrews. 

żródło: www.fabryka.pl

Pierwsza z nich, Kwiaty na poddaszu, zapadła mi w pamięci jako książka nieszablonowa i po części wstrząsająca. Nie mogłam doczekać się dalszego ciągu losów rodzeństwa Dollangangerów.

Dla tych, którzy z serią nie mieli jeszcze styczności (a zechęcam mocno do tego!), pozwolę sobie przytoczyć opis z okładki Kwiatów na poddaszu:
Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza.
Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy,
a także części kolejnej, Płatków na wietrze:
Po tajemniczej śmierci jednego z braci rodzeństwo Dollangangerów decyduje się na ucieczkę z ponurego poddasza w domu dziadków, gdzie matka i babka więziły je przez blisko trzy i pół roku. Cathy, Chris i mała Carrie trafiają do domu doktora Paula Sheffielda, który - osamotniony po śmierci żony i syna - roztacza opiekę nad dziećmi. Wydaje się, że ich los się wreszcie odmienił i że każde z nich znalazło właściwą drogę w życiu. Jednak koszmary przeszłości nie dają się tak łatwo zapomnieć, a wiszące nad młodymi bohaterami rodzinne przekleństwo wciąż daje o sobie znać...
Obie książki czytałam z zapartym tchem. Autorka podjęła w nich kontrowersyjny temat kazirodztwa, a postać matki, która to wszystko spowodowała, nazwać tylko wyrodną to za mało. 
W serii, poza wspomnianymi już tytułami, znajdują się także A jeśli ciernie..., Kto sieje wiatr... oraz Ogród cieni. Miałam nie czytać ich opisów, ale nie mogłam się powstrzymać i... mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się je zdobyć :)


Tymczasem wszelkie wolne wolne chwile spędzam w towarzystwie pożółkłych stronic Stu diabłów. Nie porzucam jeszcze nadziei, iż uda mi się przebrnąć przez tę pozycję bez utraty zdrowia i nerwów.

A w głośnikach:


Całuję,
Marlen

wtorek, 27 sierpnia 2013

Tydzień w pigułce

A przepraszam, tydzień w zdjęciach.

Wzorem wielu innych blogerek postanowiłam publikować co tydzień kilka(naście) zdjęć z minionych siedmiu dni. Takie cotygodniowe podsumowanie. Ale don't worry, nie będę tu zaglądać tylko co tydzień. Lada dzień dojdzie mi trochę nowych obowiązków, więc będę bardziej zorganizowana, przestanę się lenić i będę miała więcej czasu na coś spoza owych obowiązków (o ironio!).



1 Namiętne przeglądanie allegro w poszukiwaniu upragnionego laptopa oficjalnie uważam za zakończone. Moje nowe dzieciątko już do mnie jedzie! 

2 Doz'owe zakupy. Nazbierało się, ale nie moja wina, że wszystko kończy się w tym samym czasie. Standardowo w koszyku wylądowały: nafta, olejek rycynowy i pichtowy, maść ichtiolowa (poprzednia gdzieś magicznym sposobem zniknęła), magnez+B6, kultowe już chyba calcium pantothenicum i coś do picia - szałwia i rumianek. Nie tylko do picia :P 
 Nowością jest korzeń mydlnicy, z którym jeszcze nie do końca wiem, co chcę zrobić, ogórkowa Ziaja i krem z filtrem Ambio Sun Expert SPF50 . Po pierwszych próbach jestem z niego zadowolona, za to Ziaja chyba nie będzie mi służyć. 

3 Marlen uczy się gotować! Na zdjęciu ryż z kurczakiem, papryką i pieczarkami. Oczywiście z przedawkowanym curry, bo przecież nie wszystko mogło wyjść idealnie. 

4 Po długim czasie leżakowania w szufladzie (pół roku? Rok?) akrylowe farby do tkanin dały o sobie znać :) Będę tworzyć i pochwalę się efektem, jeśli będzie czym.

5 Z wielkim żalem obejrzałam ostatni, 13. odcinek piątego sezonu Synów Anarchii. Pocieszam się, że już niedługo (naprawdę niedługo!) następny sezon :)


1 Studia przypominają się nawet w wakacje, uparcie oczekując przeczytania lektur :( Zdobyłam więc jedyny w mojej mieścinie egzemplarz Stu diabłów, który jest starszy od mojej mamy, i zaczęłam czytać. Po dwóch stronach stwierdziłam, że potrzebuję od tego przerwy. 

2 Każdy ma i nawet ja się doczekałam :D

3 Do toniku z kwasem migdałowym podejście kolejne. Stężenie ~10%, robiłam trochę na wyczucie.

4 Taka sama sytuacja jest z tonikiem z kwasem kojowym i niacynamidem. Na linii żuchwy mam kilka delikatnych przebarwień (podziękowanie od skóry za lata nieużywania filtrów), których bardzo nie lubię oraz trochę więcej na ramionach, świeżych, tegorocznych, które pojawiły się pomimo rzetelnego używania kremu z filtrem. Tych z kolei nie cierpię :(

5 A od kupienia takich zebrowych spodni piżamowych nie mogłam się powstrzymać :D 

6 Walczę o dłuższe włosy. Po czerwcowym ścięciu ich do długości do połowy szyi stwierdziłam, że aż tak krótkie włosy nie są mi potrzebne, źle się je układa i jest z nimi więcej "zabawy" niż z włosami długimi. Więc jak widać: Jantar w rossmanowej buteleczce oraz woda brzozowa na wykończeniu. Zaczynam kolejne opakowanie CP. Nakładam na skalp olejek rycynowy. I liczę, że mój porost ruszy wreszcie z tego niecałego 1 cm miesięcznie.


Trzymajcie się ciepło, nie wychódźcie rano z domu bez kurtki (o 8 rano skórzana kurtka jest obowiązkowa!), zwłaszcza teraz, gdy słońca ze świecą szukać, a na termometrze nie więcej niż 20 stopni.

Marlen pozdrawia :)



wtorek, 20 sierpnia 2013

Made in Warsaw, część kolejna

Rzadko zdarza mi się nie dotrzymywać obietnic, post miał być w sobotę, a wszystko wskazuje na to, iż mamy wtorek.

Zatem do rzeczy.




I troszkę dymów:



Ostatnio na półkę przeczytane powędrował Niedobry Królewicz Karolek (parę słów skrobnęłam o tej książce tutaj), natomiast do teraz czytam - Dama w opałach autorstwa Karen Doornebos. W opisie książki zauważyłam słowa-magnesy 'Jane Austen' oraz 'Rozważna i romantyczna', oprzeć się więc nie mogłam. 

Pewna dobra duszyczka przypomniała mi o dwóch książkach do przeczytania przez wakacje na zajęcia 
z czytelnictwa (Sto diabłów oraz Dżuma). A także o przygotowaniu scenariuszy zajęć na wrześniowe praktyki. Na brak zajęć więc nie narzekam, dodatkowo staram się zadbać trochę o zdrowie i stan ogólny, bo kiedy, jak nie w wakacje?



Znad książki pozdrawiam,
Marlen


piątek, 16 sierpnia 2013

Made in Warsaw - foto

Post typowo zdjęciowy, stwierdziła marlen pijąc kolejną już dziś kawę. Dziś wersja b&w, po kolorową zapraszam jutro, bo co za dużo, to niezdrowo.












Marzy mi się fotograficzno-turystyczny, krótki wypad do Opola lub Lublina, ale pewnie już nie w te wakacje. Wakacje, które rychło się skończą, pozostanie tylko miesiąc praktyk i przeprowadzka, po raz czwarty, do Łodzi.

Tymczasem codziennie zaczytuję się w wynikach wyszukiwania allegro, zastanawiając się nad liczbami. 12, 14 czy 15 jednak. Ach, te cale.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Ubraniowe DIY...

... czyli jak dostosować maminą spódnicę midi tak, aby nadawała się do noszenia ;)

Niestety zdjęcia przed nie posiadam. Brak nawyku - najpierw wszystko rozcinam, pruję, a dopiero potem nachodzi mnie myśl "Halo, halo, czy aby o czymś nie zapomniałaś?". 

Ta spódnica to moja pierwsza ubraniowa przeróbka - zero, wielkie zero doświadczenia, brak maszyny do szycia (co prawda stała gdzieś w piwnicy, ale marlen nawet nie wiedziała, jak ją wyjąć z opakowania...). Wszystko robione ręcznie, zmieniane po wielokroć, oblane litrami łez ("Cholera, znowu krzywo mi wyszło, dlaczego to nie chce mi wyjść tak jak powinno, mamoooooo...!") oraz godzinami wściekłych złorzeczeń ("Nie chcesz się równo ułożyć ty głupia spódnico? Niee? To bez łaski, nie dokończę cię, będziesz leżała do końca życia na dnie szafy, albo jeszcze lepiej, wyrzucę cię, słyszysz?! Masz się w tej chwili ułożyć tak jak ja chcę!").

Właśnie dlatego skrócenie jej (sięgała mi  trochę za kolana i wyglądała jak worek. Workowato), zrobienie
z obciętego dołu baskinki i lekkie zwężenie zajęło mi tydzień

Od ręcznego szycia bolały mnie niemiłosiernie palce, wyszło jak widać - jakby to robił dziesięciolatek na zajęciach z techniki, ale to moje i pierwsze! :D I choćby dlatego ją zostawię i nawet założę od czasu do czasu :)

Co by nie być gołosłownym:



Dowody na moją nieudolność (świeżak żem, niedoświadczona w szyciu, z centymetrem się nie lubię...)? Proszę bardzo:





W tym miejscu uprasza się o powstrzymanie się od obrzucenia błotem autorki bloga, która na swoje usprawiedliwienie ma jedynie to, że jedyny możliwy fotograf (o umiejętnościach ograniczających się do wciśnięcia spustu migawki...) za minut kilka chciał mnie opuścić i była to jedyna okazja do pokazania Wam, drodzy Czytelnicy, jak ta przeróbka prezentuje się na człowieku. Na mnie czyli.







Kolejne przeróbki ubraniowe (nagle moja kolekcja sukienek i spódnic z zera wzrosła do 6! :D) już prawie gotowe, więc strzeżcie się!


czwartek, 8 sierpnia 2013

DIY po raz pierwszy


Mój kolczykowy ulubieniec ostatniego miesiąca. Perełki + zwykły łącznik 15 mm. Łączna długość - 5 cm.



Ostatkiem silnej woli opuściłam wannę z zimną wodą. Niestety tejże woli zabrakło, aby powstrzymać mnie przed spędzeniem większości dnia w łóżku w mocnym uścisku z okładem chłodzącym. +38 stopni nie sprzyja robieniu czegokolwiek. Chcę zimę, teraz zaraz.


 Na półkę przeczytane powędrowała Uległa i posłuszna Shirlee Busbee. Proszę, nie sięgajcie po nią!
A jeśli jesteście fan(k)ami XIX-wiecznej Anglii, postawcie na jakość - chociażby na nieśmiertelną Jane Austen. 

W następnym wpisie także pojawi się DIY, tym razem ubraniowe. Zapraszam! :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Czytelniczy lipiec - podsumowanie

Na podobne podsumowanie natrafiłam na blogu Rozalii.

Jak więc wyglądał mój czytelniczy lipiec?




(Wszystkie pozycje podlinkowane do LubimyCzytac.pl)

1. 14:57 do Czyty. Reportaże z Rosji, Igor T. Miecik, 152 s., ocena 6/10.

2. Ani z widzenia, ani ze słyszenia, Amelie Nothomb, 152 s., ocena 8/10.

3. Blondynka na Tasmanii, Beata Pawlikowska, 160 s., ocena 6/10.

4. Blondynka w Tybecie, Beata Pawlikowska, 160 s., ocena 7/10.

5. Doktorzy z piekła rodem. Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach, Vivien Spitz, 308 s., ocena 7/10.

6. Kwiaty na poddaszu, Virginia Cleo Andrews, 384 s., ocena 8/10.

7. Mama kazała mi chorować, Julie Gregory, 286 s., ocena 7/10.

8. Nowy wspaniały świat, Aldous Huxley, 250 s., ocena 8/10.

9. Opiekunowie, Dean Koontz, 512 s., ocena 7/10.

10. Polisa śmierci, Robin Cook, 464 s., ocena 6/10.

11. Reaper, Ben Mezrich, 247 s., ocena 6/10.

12. Trafny wybór, J. K. Rowling, 512 s., ocena 5/10.

13. www.ru2012.pl, Marcin Ciszewski, 356 s., ocena 3/10.


Razem: 3943 strony.

Lipiec to mój miesiąc najbardziej obfitujący w lekturę - odpoczynek po zdanej sesji, brak pracy, wakacje
i lenienie się. Raczej nie utrzymam tego poziomu, bo we wrześniu praktyki, potem studia, pisanie pracy licencjackiej (w mojej głowie kiełkuje już nawet pomysł na jej temat), ale przecież nie o ilość chodzi.
O jakość też nie, bo hołduję czytaniu dla przyjemności, a nie czytaniu dla odfajkowania kolejnego przeczytanego klasyka z serii "To wypada znać". 

W lipcu najbardziej wciągnęła mnie zdecydowanie książka Virginii C. Andrews, Kwiaty na poddaszu.
W najbliższym czasie sięgnę po kolejną jej część, Płatki na wietrze, a potem zapewne po następną,
i jeszcze jedną, i kolejną. Pod warunkiem, że autorka utrzymała poziom z pierwszej części. 

Bardzo podobała mi się także Ani z widzenia, ani ze słyszenia - niewielka książeczka z wątkiem autobiograficznym o pobycie autorki w Japonii. Dawno nie czytałam tak, hm, ciepłej książki. 

Za to do największych niewypałów zaliczam Trafny wybór, który trafnym na pewno nie był, oraz wojskowo-przygodowo-historyczną książkę Marcina Ciszewskiego, która składała się z prawie samych terminów specjalistycznych, nieznanych przeciętnemu czytelnikowi, jakim jest marlen.

Któraś z pozycji jest Ci może, drogi Czytelniku, znana?


niedziela, 4 sierpnia 2013

Początków ciąg dalszy

Nadal początki, chociaż nie takie początkowe, późniejsze raczej. Zaprzyjaźniam się z Bloggerem, ale to chyba będzie ciężki związek. Ale, ale! Będę walczyć :)

Pytanie do Was, drodzy czytelnicy (pisząc to żywię nadzieję, że jakaś zabłąkana dusza się znajdzie...):

Jak spędzacie wakacje? 

Stawiacie na odpoczynek (plażing, smażing i tym podobne czynności) czy może (tak jak niektóre indywidua - patrz: marlen) robicie coś na kształt wakacyjnych postanowień noworocznych typu przeczytam X książek; będę robić codziennie sto brzuszków; będę rozwijać swoje zainteresowania...?

Na zdjęciu fragment stolicy, stan na czwartek, 1 sierpnia br.

sobota, 3 sierpnia 2013

Na dzień dobry

Jak stwierdził pewien pan w pewnej książce [tu], trudny początek niekoniecznie musi być złym początkiem. Mam nadzieję, że się nie mylił.

Znajomi zachęcali, załóż bloga, publikuj to, publikuj tamto. Bo czemu byś miała tego nie robić? Jako że nie jestem asertywna, za to najwyraźniej cierpię na nadmiar wolnego czasu, nie zastanawiając się właściwie w ogóle, wylądowałam tutaj. Nie mając właściwie żadnego doświadczenia w blogowaniu, pomijając niezbyt udaną próbę nawiązania bliższego kontaktu z fotoblogiem w wieku nastoletnim.

Mam 22 lata i to mój pierwszy blog.

Ale co tam, uda się.

Czego na blogu nie będzie? Kulinariów, bo mogłabym co najwyżej pretendować do miana "Największego niewypału w kuchni". Recenzji książek, bo wszystkie, jakie powstają, pojawiają się o tutaj właśnie. Recenzji kosmetyków, bo w sieci jest ich wystarczająco dużo. Recenzji filmów, bo kinomaniakiem zdecydowanie nie jestem. I poezji, bo nie lubię.

Co może się pojawić? Fotografie. Byle jakie, bo i byle jaki ze mnie fotograf, chociaż latanie z aparatem sprawia mi frajdę. Wkręcam się w DIY, więc może coś się pojawi, o ile moje dwie lewe ręce sklecą coś przyzwoitego. 

Opierając się na badaniach BN, 46% Polaków w ciągu ostatniego miesiąca nie przeczytało tekstu dłuższego niż 3 strony (2010). Aż tak rozpisywać się nie będę, obiecuję.